W rzeczywistości ta sałatka nie ma nic wspólnego z narodową kuchnią koreańską. Tak jak ryba po grecku nie ma nic wspólnego z Grecją. Danie stworzyli emigranci z Korei Północnej, którzy przybyli do Rosji jeszcze przed rewolucją.
Tradycyjna sałatka koreańska to kimchi, czyli szatkowana na większe kawałki kapusta pekińska i kiszona z przyprawami. Z braku odpowiednich przypraw do kimchi, emigranci zamiast kapusty zaczęli siekać marchewki. I tak powstało kultowe danie "Koryo-Saram", które w 1937 roku weszło do historii kulinarnej Rosji. Kiedy w ZSRR pojawiły się pierwsze spółdzielnie robotnicze Koreańczycy jako pierwsi zaczęli sprzedawać sałatki na wagę, marynując już nie tylko marchewkę, ale także inne warzywa. Początkowo sałatki były tak pikantne, że wyciskały łzy z oczu, potem nieco złagodzono ich smak.
W obecnych czasach za sprawą emigracji obywateli Ukrainy, marchewka po koreańsku stała się bardzo popularna również w Polsce. Podaje się ją nawet podczas wykwintnych przyjęć. Odpowiednio startą na makaronowe nitki marchew, łączy się z octem, cukrem i solą. A następnie gdy ta puści sok, odciska go się i dodaje do marchwi sypkie przyprawy. Ostra i słodka czerwona papryka jest obowiązkowym elementem potrawy. Można jeszcze dorzucić kolendrę, imbir, czy gałkę muszkatołową. Co kto lubi. Kolejnym etapem jest dodanie oleju słonecznikowego, na którym wcześniej rumienimy cebulę. Rumienimy, nie przypalamy! Tej cebuli już nie dajemy. I ostatni etap to dodanie przetartego czosnku.
Smacznego.